Jak kupić to, czego naprawdę potrzebujesz
Czasem mi się wydaje, że im jesteśmy starsze, tym życie staje się bardziej skomplikowane. Niby więcej wiemy, więc powinno być prościej, a tymczasem często nadmiar informacji zamiast ułatwiać, tylko wszystko utrudnia. Nie inaczej jest z kompletowaniem własnej garderoby
Kiedyś można było pół dnia wisieć na trzepaku pod blokiem w jednych spodenkach, drugie pół dnia spędzić u koleżanki w tym samym stroju i jeszcze wieczorem, zamiast wsadzić go do pralki, położyć na krześle, by ubrać znowu kolejnego dnia. I tak w kółko, aż spodenki nadawały się tylko do śmietnika. Wtedy się kupowało nowe i cała historia zaczynała się od nowa. Podobnie było z sukienkami czy koszulkami. Życie było proste, nowe rzeczy kupowało się wtedy, gdy stare się zużyły.
Kiedyś to było, a teraz to nie ma
Teraz sprawa nie jest już taka prosta, bo nie wystarczy nam jedna para spodni do pracy, na zakupy, na randkę, „po domu”, na rowerową wycieczkę, na krótki spacer, na romantyczny piknik, na lot samolotem… i na tysiąc jeszcze innych okazji. Ale jak tu kupić odpowiednią ilość ubrań, by jednak mieć jakiś wybór a jednocześnie nie zakopać się w ciuchach?
Prawdziwe potrzeby
Na początku najlepiej zastanowić się, jak wygląda nasz zwykły dzień. Wstajemy, idziemy do pracy, wracamy z pracy – i co robimy potem? Spacerujemy, jeździmy na rowerze, idziemy na basen, zwiedzamy własną kanapę? Zależnie od tego jak wygląda nasz typowy dzień, tak powinnyśmy kompletować naszą garderobę. Jeśli poza pracą, jesteśmy domatorkami i spędzamy nasze popołudnia na kanapie w domu, to oprócz biurowego stroju, warto zgromadzić sobie kilka par wygodnych dresów i legginsów. Jeśli kochamy jazdę na rowerze, na pewno musimy mieć wygodny strój do jazdy na rowerze.
Jeśli natomiast po pracy zwykle lądujemy na kanapie, ale w naszym wymarzonym życiu jednak jeździmy na rowerze i nurkujemy, i dlatego w naszej szafie można znaleźć legginsy do jazdy na rowerze i maskę do nurkowania – to nie jest najlepiej. W masce do nurkowania może i można siedzieć na kanapie, ale szczerze mówiąc nie mam pewności, że jest to komfortowe rozwiązanie. No i nawet jeśli już założymy tę maskę będąc we własnym salonie, nie sądzę, że będziemy nagle mogli podziwiać kolorowe rybki i rafę koralową.
Jestem za to przekonana, że dużo bardziej przydałby się nam wygodny dres i oversizowa koszulka. I że w takim stroju naprawdę dużo lepiej siedzi się na kanapie. Tak samo, jak na rowerze dużo wygodniej jeździ się w koszulkach technicznych, na spacerze przyjemniej się chodzi w płaskich butach niż na szpilkach itd.
A ile ja tego potrzebuję
To jak już ustaliłyśmy, że kupujemy ubrania, których naprawdę będziemy używać, ponieważ pasują do naszego prawdziwego stylu życia (a nie tego wymarzonego), to teraz warto się zastanowić, ile potrzebujemy tych ubrań. I tu odpowiedź jest dość prosta: tyle, żeby móc jedną parę pobrudzić, jedną pożyczyć koleżance, jedną zgubić w autobusie i jedną mieć na sobie. A i żeby jeszcze jedna schła na suszarce.
Chociaż trzeba przyznać, że sprawa ilości ubrań jest dość indywidualna. Najbezpieczniej będzie tu powiedzieć, że potrzebujemy tylu ubrań, żeby mieć poczucie bezpieczeństwa, że „mam w co się ubrać”. Dla jednych to będzie pięć par spodni, a dla innych piętnaście. I to jest okej!
A czy to jest modne?
Pamiętajmy też, że warto kompletować ubrania, które są ponadczasowe. Dzięki temu będą mogły gościć w naszej szafie nieco dłużej niż tylko jeden sezon. Oczywiście można jak najbardziej dać się ponieść modzie i co sezon kupować to, co jest aktualnie w trendzie. Niech jednak podstawa naszej szafy będzie oparta na funkcjonalności i na tym, co nam się podoba – a niekoniecznie pojawia się na wybiegach i w kolorowych magazynach.